gotuję... fotografuję... śpiewam... tańczę...

piątek, 1 lutego 2013

Magia starych fotografii.

Często zdarza mi się, że ktoś pyta mnie czy zawsze lubiłam robić zdjęcia, sięgam pamięcią wstecz i odpowiadam, że chyba tak, bo zawsze robiłam zdjęcia na wakacjach, imprezach rodzinnych itd. Ale dziś spędziłam ponad godzinę nad pudłem ze zdjęciami i TAK, zdecydowanie fotografowanie pociągało mnie od zawsze, ale była to pasja wtedy przeze mnie nieodkryta. Widać to po setkach zdjęć w albumach, zwłaszcza na dziesiątkach fotografii tego samego Giewontu, zawsze tej samej Gubałówki i Foluszowego potoku, za każdym razem z innego ujęcia :) A klisze miały wtedy pojemność najwięcej 36 zdjęć!!! Więc w trakcie urlopu trzeba było wywołać zdjęcia - w małym, jednym z niewielu zakładzie fotograficznym na Krupówkach - i zakupić nowy film do aparatu. Ale... nie było to problemem... Tyle się zmieniło od tamtego czasu... myślę o 10 latach - około. Giewont, Gubałówka i potok są nadal w tym samym miejscu, Zakopane z naciskiem na Krupówki to już inna, odrębna historia, miasto i Krupówki wykreowały swoją rzeczywistość, bardzo komercyjną i bardzo męczącą i może tylko daleko, wysoko w górskiej chatce można odnaleźć góralską prawdę...
Ale kochamy te okolice. Ja co prawda nie wchodzę wysoko, ale popatrzcie na kawałek piękna okiem mojego męża i aparatu cyfrowego o nieskończonej niemalże pojemności... Czerwone Wierchy, powyżej Giewontu, jakby sięgnąć ręką nieba...
Przeglądając zdjęcia, odkryłam, że zawsze podświadomie moją drugą pasją było urządzanie i dekorowanie. Mam mnóstwo zdjęć mojego dawnego pokoju. Rodzice "odstąpili" mi ten pokój i wyremontowali jak skończyłam szkołę podstawową, miał to być nowy etap w życiu to i nowy pokój. Wakacje tego roku były wyjątkowo fajne, pierwsze dyskoteki, wypady nad pobliskie "jezioro", zakochania... pamiętam jakby to było dziś. W nowym pokoju miałam szaro-niebieskie mebelki z czarnymi wykończeniami, szaro-niebieską wykładzinę dywanową, czarną kanapę, czarny okrągły stolik i pastelową tapetę, stare biurko zyskało nowy wygląd i miano "do kompletu" po przemalowaniu nóg na czarno i obklejeniu blatu okleiną w kolorze nowych, pachnących mebli!. Wszystko pięknie pasowało, bo moja mama ma niezły gust a tato wszystko potrafi!! Ja natomiast zajęłam się dodatkami. Ze zdjęć wyglądają najróżniejsze konfiguracje mebli, obrazków na ścianie  i różności.  Po kilku latach tata odmalował mi ściany na pomarańczowo-żółto, ja pomalowałam na żółto meble, które dla odmiany przenieśliśmy na drugą stronę pokoju, zmieniłam okrągły stół na ławę, wykładzinę na panele i znów... mam mnóstwo zdjęć z najróżniejszymi ich ustawieniami. Zwykle zamykałam się w pokoju lub czekałam, aż nikogo nie będzie w domu i... sama przesuwałam meble, wbijałam gwoździe pod obrazki i zdjęcia :)  Do dziś mogłabym to robić co miesiąc, jeśli nie częściej z tą różnicą, że teraz mieszkanko jest mniej ustawne i boję się, że skończy się wytrzymałość mojego męża - tak, w trakcie pojawił się w mojej bajce i dzielnie trwa :)  A w moim procesie twórczym zawsze działa ten sam mechanizm - podobnie jak kiedyś - coś aranżuję i to fotografuję. Nie wspomnę o tym, że mam mnóstwo fotografii choinek - obowiązkowo z ręcznie wykonanymi ozdobami :) I zawsze na moich zdjęciach widać coś dekoracyjnego, książki, płyty z muzyką i zdjęcia :)  Moje miłości, które powoli kiełkowały!
Życzę Wam ciągłego odkrywania swoich pasji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz