Przed chwilą skończyłam pogawędkę
z przyjaciółką. Dziś, to jej pierwszy dzień w pracy po długich
miesiącach spędzonych z córeczką... było ciężko, ale była
dzielna! Myślałam cały dzień o tym, że pewnie jej ciężko,
podesłałam w ciągu dnia sms'a i cierpliwie czekałam na wiadomość
„jak było”. Zadzwoniła jedną ręką a drugą pilnowała, żeby
jej boska kruszyna, siedząca w wannie pełnej wody z pianką, za
dużo tej pianki nie spożyła. Swoją drogą jaka to była frajda w
dzieciństwie – góra piany w wannie!
Druga moja przyjaciółka – równie
dzielna! Jedna dzidzia w jednej ręce, druga co prawda już o
własnych nogach bryka od lat ośmiu i pół, ale mama czujnie ją
prowadzi. Oczywiście z pomocą męża i rodziny, ale ona sama bardzo
bardzo dzielna!
W liceum usiadłam w jednej ławce z
dziewczyną, nie pamiętam czy od pierwszego dnia, tak zwane „kiedy,
co i jak”. Potocznie mówiąc „załapałyśmy”. Polubiłyśmy
się, ona – ambitna i bardzo dobra uczennica, ja zwykle ta gorsza,
bez zadania domowego, nieprzygotowana, namawiałam do grzeszków w
postaci wagarów (choć to też przecudne wspomnienia, pierwsze dni
upałów, ogród, leżaki). Na sprawdzianach uspokajałam ją, bo
bardzo uzewnętrzniała swoje emocje, stres, było to nawet bardzo
zabawne i wzajemnie się uzupełniałyśmy.
Urodziłyśmy się tego samego dnia,
jak się później okazało. Obie byłyśmy więc bliskie sobie w
sensie psychicznym, podobne emocje, podobne rozterki, rozumiałyśmy
się.
Używam czasu przeszłego nie bez
powodu.
Podobno przyjaciele mogą nie widzieć
się i nie rozmawiać ze sobą bardzo długo,
ale nie zmienia to ich przyjaźni.
Nie potrafię.
W ciągu kilku miesięcy bez kontaktu,
w życiu każdego z nas może zdarzyć się tak wiele! Można złamać
nogę, rękę, posiedzieć w gipsie i się go pozbyć, można zyskać
bądź stracić kogoś bliskiego lub coś bardzo cennego, ba! Można
wyprowadzić się na koniec świata a tzw. przyjaciel nie ma o tym
pojęcia, bo się nie zatroszczył. Oczywiście, samemu można
napisać „Hej, połamałam się, boli, co u Was? Pozdrowienia”,
ale wszyscy powinniśmy troszczyć się o siebie równie mocno, a nie
tylko z jednego bieguna. Miałam poczucie, że tylko mnie obchodzi
czy zdrowi, czy mury już stoją, jak wygląda mała kruszyna, ile
już waży i czy mówi „mama”. Myślę o tym co dzień.
To była ta trzecia przyjaciółka... i
też bardzo dzielna dziewczyna!
Prędzej i później pojawiało się w
moim życiu dużo osób, przyjaźnie kiełkowały, ale rozstawaliśmy
się z większych lub mniejszych powodów (np. 15zł)
Czasem zastanawiałam się nad tym,
kogo nazywamy przyjaciółmi. Kiedyś mogłam zaprzyjaźnić się z
każdą nowo poznaną osobą, dziś już mam z tym ciężej. Wymagam
dużo od siebie i w rezultacie też od innych. Ale wiem, że
najważniejsze w przyjaźni to być blisko i w miarę ciągłym,
bliskim i ciepłym kontakcie. Lubię nasze spotkania, wspólne
kolacje, obiady, spacery, uwielbiam dzieci moich przyjaciół i nie
wyobrażam sobie nie wiedzieć, co ważnego dzieje się u nich. I
wiem, że zawsze mogę na nich liczyć!
I jeśli zdarzy mi się jeszcze
zaprzyjaźnić, to tylko z kimś, kto też czuje tego bluesa.
Mam nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz